piątek, 8 listopada 2013

Kocham leżeć w łóżku!

    Nie wierzę, że to napisałam. Tak, to prawda... Kocham leżeć w łóżku. Szczególnie prawdziwe jest to stwierdzenie w piątkowy wieczór, gdy zmęczenie sięga zenitu, nogi pulsują jakby w nich gotowała się woda i do tego bolą, jakby ktoś wbijał w kości druty.  W uszach szumi jednym ciągiem. I żeby była jasność - wcale mi to nie przeszkadza, a  na co dzień wręcz tego nie zauważam. Przecież pracuję i albo jestem w ciągłym ruchu, albo wciąż coś się wokół mnie dzieje. Dopiero gdy nadchodzi wieczór, słyszę krzyk moich dolegliwości i wiem, że wyciszyć je może tylko łóżko. Ukojenie.

  A co się dzieje z psychiką po zachorowaniu na GBS? Wspominałam o lęku, przerażeniu, pogodzeniu się z losem, zobojętnieniu. Tak było, gdy choroba zaatakowała. Gdy pomalutku zaczynała  się wycofywać, na początku nadal było zobojętnienie. Smutek i brak pozytywnych emocji. Zapewnienia bliskich, że wyzdrowieję nie trafiały do mnie. nawet, gdy widziałam poprawę, nie cieszyło mnie to i nie dodawało otuchy.   Pomalutku jednak zaczęło się to zmieniać. Nie potrafię uchwycić momentu, w którym pojawiła się nadzieja na lepsze jutro. Ważne, że wróciły optymizm, radość życia i uśmiech.

 Jest coś, co męczy. To niepełnosprawność... Wcześniej mogłam skakać, dźwigać, wspinać się, biegać, a teraz wszystko w ograniczonym stopniu.  Są sytuacje, gdy albo ktoś uświadamia mi,  że nie dam rady, albo sama to wiem i muszę odmówić współpracy i wtedy czuję się z tym źle. Czuję się gorsza, mniej wartościowa.

  W ogólnym rozrachunku uważam, że i tak psychicznie nie najgorzej zniosłam pojawienie się choroby i jej stałą obecność w moim życiu. Podziwiam, jak można się dostosować do nowych, ograniczonych możliwości ruchowych. I jak człowiek chce, to zawsze sobie znajdzie coś, by życie nadal miało ładny kolor...  Moje ma łososiowy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz