niedziela, 20 października 2013

Zabawne dolegliwości i te mniej...

   Do wszystkiego można się przyzwyczaić. I tak jest z zespołem GB. Ba, nawet można go polubić. Gdy wycofują się dolegliwości, czyli gdy odbudowuje się mielina wokół nerwów, doznania są bardzo dziwne. Opiszę te, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.
   Zaczęło się już w szpitalu. Pewnej nocy obudził mnie dziwny ból jamy ustnej. Zaczęły boleć dziąsła! Czułam jak nabrzmiewają. Przeraziłam się, że mam zapalenie dziąseł i jak nic stracę zęby. Płakałam, pytałam Boga, dlaczego jeszcze to? W końcu pogrążona w rozpaczy, zmęczona płaczem usnęłam. Obudziłam się nad ranem, sprawdziłam językiem dziąsła. Ani śladu opuchlizny! Uff, jaka ulga! To był pierwszy psikus układu nerwowego. Po kilku dniach zaczęłam odczuwać dziwne poruszenie pod skórą policzków. Jakby grupa miniaturowych górników fedrowała pod skórą. Podnosili ją, przeciskali się, kopali, szarpali. Bardzo lubiłam te niedelikatne smyrania podskórne, ponieważ oznaczały poprawę unerwienia. Lekarze mówili, że to dobry znak. Najwyraźniej mielina się odbudowuje, dzięki czemu nerwy odzyskują przewodnictwo.
   Z biegiem czasu dziwnych odczuć przybywało i mam je do dziś, choć ostatnio coraz mniej.                    Z najśmieszniejszych to uczucie, że ktoś sypie mi po nogach piasek. Pierwszy raz przydarzyło się to, gdy stałam w kolejce. Wtedy aż obróciłam się oburzona, kogo  takie żarty się trzymają. Później już wiedziałam, że to mój układ nerwowy się wygłupia.
Kiedyś wyszłam z toalety i czuję, że mam mokre majtki na pupie. Mówię do koleżanki, że chyba sobie osiusiałam. Sprawdzam i... suche! Dość często odczuwam, że jakąś część ubrania mam mokrą i że sypie się po mnie piasek.
  Do innych psikusów należą ograniczające moją zdolność ruchu. One są mniej lubiane przeze mnie, bo zdecydowanie są odpowiedzialne za moją ograniczoną swobodę poruszania się i to one przypominają mi, że nie wyzdrowiałam do końca. Przez nie podświadomie unikam ruchów odwodzących kończyn. Czasem, gdy się zapomnę i przy wykonywaniu jakichś czynności odwiodę za bardzo rękę czy nogę, następuje nieprzyjemne ŁUP, które powoduje zwinięcie się ciała w odruchu obronnym przed bólem.
  Kolejnym figlem jest odrywanie palca u nogi. Wyraźnie czuję, że ktoś ciągnie go w górę i próbuje wyłamać. Oczywiście nic podobnego się nie dzieje, a stopa spokojnie spoczywa w bucie.
  Mniej przyjemne są odczucia, że część ciała jest martwa. Na przykład kawałek pleców - czuję jakby zaklejony był  plastrem.
  Stale mam lewe oko  w jakiejś ugniatającej je objemce - ta dolegliwość najbardziej mi dokucza. Jest stała, gdy jestem zmęczona, przybiera na sile. Uniemożliwia dłuższe czytanie. Gdy trochę poczytam ściska mi oko nieprzyjemnie. Zawsze towarzyszy temu rozchodzący się ucisk na policzek. A na ustach tworzy się grymas. Lewa strona lekko opada.
 Każdy wysiłek fizyczny muszę odpokutować. To jeszcze bardziej wkurza, niż klamra uciskająca gałkę oczną. Mały wysiłek - mały ból wieczorem i średnie zmęczenie. Większy wysiłek - duży ból wieczorem, a zmęczenie nie mija rano i trwa kilka dni. Duży wysiłek - unikam!
  W niedługim czasie po powrocie do pracy była potrzeba przeniesienia podopiecznej na wózek. Zabrałyśmy się do tego we trzy - ja miałam podtrzymywać tylko nogi. TYLKO podtrzymałam, a po chwili mój organizm oszalał! Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Jakbym znalazła się w wielkim słoiku, wokoło wszystko szumiało, a nogi były jak z waty, wpadłam w panikę. Na szczęście nie trwało to długo, ale wystarczyło, żebym zrozumiała, że jeszcze jestem chora i nie mogę chojrakować. Odtąd korzystamy z podnośnika.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz